Podczas tegorocznych rekolekcji Oazy Rodzin I* usłyszałam, że wstępując na drogę danej wspólnoty, powinno się nią podążać wg określonych drogowskazów, rozwijać się zgodnie z przewidzianymi dla niej formami, w przypadku Domowego Kościoła są to: rekolekcje, zobowiązania, oazy modlitwy, dni wspólnoty. Będąc przekonaną o słuszności powyższych twierdzeń, odczułam równocześnie pewien dysonans między własnymi doświadczeniami uczestnictwa w Spotkaniach Małżeńskich, a zaleceniami moderatorów. Zalecenia te wynikały z doświadczenia i znajomości charyzmatu ruchu Światło – Życie. Były jasne i kategoryczne: „Nie łączyć dróg. Najpierw formacja podstawowa. Nie można uczestniczyć bez szkody dla siebie we wspólnotach różnych ruchów.” Święta racja! Tymczasem serce podpowiadało inaczej.
Po rekolekcjach ewangelizacyjnych Domowego Kościoła, tuż po przystąpieniu do kręgu pilotowanego, zaproszeni przez przyjaciół, pojechaliśmy z mężem na rekolekcje Spotkań Małżeńskich do Pelplina. Przeżyliśmy je bardzo. Wiele pięknych uczuć dawno zapomnianych pojawiło się na nowo, wiele przykrych emocji, odpłynęło w niebyt. Przeżyliśmy czas małżeńskiej odnowy i jedności, dzięki intensywnym warsztatowym zajęciom nauki dialogu. Wydawało się, że nic nie będzie już takie, jak dawniej. Jednakże i ja i my (małżonkowie) nie jesteśmy nadzwyczaj pojętnymi uczniami w szkole życia. Szara codzienność, kłopoty, wzajemne urazy, niedomówienia, przykrości, powróciły. Mimo znajomości teorii dialogu, praktyka przynosiła porażki, nie totalne, ale przykre i uciążliwe.
Po dwóch latach od tzw. weekendu podstawowego pojechaliśmy na weekend pogłębiający, po nim parę razy uczestniczyliśmy w warsztatowych zajęciach tzw. małych grup. Od tego czasu wkroczyliśmy na drogę dialogu. Cóż kryje się pod tą metaforą? Droga dialogu to próba życia wg zasad, mówiących że „aby naprawdę spotkać się ze sobą i z Panem Bogiem, trzeba bardziej słuchać niż mówić, bardziej dzielić się niż dyskutować, bardziej rozumieć niż oceniać, a nade wszystko – przebaczać”. Przez pewien czas maksyma ta była dla nas enigmatyczna. Teraz nadal się kłócimy, sprzeczamy, doznajemy gwałtownych emocji wynikających z codziennych drobiazgów, ale …. wiele się odmieniło. Potrafimy słuchać o naszych uczuciach, dzielić się problemami i kłopotami ze szczerością i zrozumieniem. Potrafimy rozumieć, przyznając się do własnych błędów i rezygnować z tropienia cudzych. Nadal bardzo wyraźnie widzimy źdźbło w oku współmałżonka, ale belka w naszym też jakoś nabrała wielkości i wyrazistości. Przebaczanie zaś małżonkowi jest łatwiejsze, ponadto zawsze wiąże się z koniecznością przebaczenia sobie. Reguła comiesięcznego małżeńskiego dialogu, wprowadzona przez sługę Bożego Franciszka Blachnickiego, jest dla nas jak najbardziej konieczna i zasadna. Wiemy też, że nic nie jest dane raz na zawsze, dlatego w ten weekend (28 lutego – 3 marca 2014), wspólnie z Tereską i Zbyszkiem z naszego kręgu, byliśmy na kolejnych rekolekcjach pogłębiających w Zamku Bierzgłowskim koło Torunia. Mieliśmy świadomość zmian na lepsze, jakie zaszły w naszych wzajemnych małżeńskich relacjach, ale pobyt w pokrzyżackich murach potwierdził je wyjątkowo wyraźnie.
I teraz powinno pojawić się pytanie: Jaki jest cel i sens zamieszczonego wyżej wstępu?
Otóż Spotkania Małżeńskie są uzupełnieniem formacji Domowego Kościoła i wielką pomocą w zgłębianiu duchowości małżeńskiej, którą ta droga proponuje. Przemawia za tym nie tylko nasze doświadczenie i doświadczenie wielu małżeństw z lęborskiej wspólnoty Domowego Kościoła, które uczestniczyły w warsztatach organizowanych przez Spotkania.
Przyglądając archiwalne numery Listów do wspólnot rodzinnych, sygnowane przez sługę Bożego Franciszka Blachnickiego, znalazłam wiele informacji na temat ruchu Spotkań Małżeńskich, nazywanych w latach siedemdziesiątych „Marriage Encounter”. Były to artykuły informujące o powstaniu ruchu, jego metodach i celach. Były wspomnienia uczestników rekolekcji zawierające uwagi, że sens Spotkań pokrywa się ze znanym w Domowym Kościele dialogiem i „można by Spotkania nazwać wielkim, dwudniowym zasiadaniem razem, które może zainicjować stałą wierność wobec tej praktyki w życiu małżonków”. Co ciekawsze, często pojawiały się też informacje o terminach rekolekcji i zaproszenia na nie!„Każde małżeństwo przynajmniej raz w życiu powinno uczestniczyć w Spotkaniach Małżeńskich” napisano w numerze, zaopatrzonym, tak jak poprzednie przeze mnie przywoływane, w certyfikat „ortodoksji”: „odpowiedzialny za treść Listu: ks. Franciszek Blachnicki”.
Uczestnictwo w Spotkaniach Małżeńskich uświadomiło nam po raz kolejny piękno i wielką użyteczność ruchu. Jesteśmy pełni wdzięczności dla posługujących tam małżeństw i zachwyceni obszarami ich działania. Jednocześnie mamy przekonanie, że droga Domowego Kościoła bardziej do nas przemawia. Uznajemy, że oferta duchowego rozwoju zaproponowana małżeństwom przez ks. Franciszka Blachnickiego, jest dla nas większym wyzwaniem, poprzez wielość i różnorodność zobowiązań, które, jak w przypadku dialogu, mają szansę stać się przywilejami. Słowa Jana Pawła II wypowiedziane w czasach naszej bardzo wczesnej młodości: „Musicie wymagać od siebie, choćby inni od was nie wymagali”, nie utraciły nic ze swej aktualności.
Zainteresowanym proponuję: