W tym roku bardzo chciałam być osłem, który na ziemskiej drodze niósł Pana Jezusa. Gdy ludzie krzyczeli: „Hosanna synowi Dawidowemu!”, cieszyli się z obecności Boga, nie patrzyli na osła, który po prostu był. Tak wytłumaczono mi rolę animatora podczas rekolekcji. Taką rolę chciałam pełnić.Dziś myśląc o kolejnej parze animatorskiej, która zastąpi nas w maju, pragnę podzielić się paroma uwagami i refleksjami na temat mojej (naszej) posługi.
Po pierwsze czas tych dziewięciu miesięcy był dla mnie wielką radością. Z czego się cieszyłam? Powodów było wiele. Po pierwsze poczucie wybraństwa. Czy to nie wspaniale odnosić do siebie słowa: „Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem”. Być wybranym przez Pana, być przeznaczonym do konkretnego zadania w konkretnym czasie dla konkretnych ludzi i dzięki tym ludziom. To wielka radość i naturalnym jest, że łączy się ona z poczuciem wdzięczności wobec małżeństw kręgu, które uznały, że na okres jednego roku możemy być animatorami „dzięki łasce, nie dzięki nam samym” i mimo wad i ułomności. Po drugie radość wynika także ze świadomości podążania wraz z całym kręgiem wspólną drogą ku zbawieniu. Cieszę się, gdy uda mi się wprowadzić regułę życia, która uporządkuje moje relacje rodzinne, cieszę się, gdy widzę, że małżeństwo obok także mozoli się i odnosi drobne, codzienne zwycięstwa. Duchowa formacja małżeństw to przecież istota Domowego Kościoła, który jest ruchem formacyjnym i którego charyzmat tak mnie urzekł.
Osioł niosąc Chrystusa stąpał w Jerozolimie po gałązkach palmowych i płaszczach, które nie dla niego zostały rozesłane. I ja otrzymałam (otrzymaliśmy) wiele łask, których się nie spodziewałam. Czas małżeńskiego przygotowania do spotkań, czytania konspektu, dyskusji, stał się okazją do rozmów innych niż przyziemna rzeczywistość. Tego wcześniej mi brakowało. Zyskałam ja, mam wrażenie, że zyskało nasze małżeństwo. Kolejna korzyść narodziła się z poczucia przyzwoitości. Jak prowadzić dzielenie się zobowiązaniami, gdy samemu nie traktuje się ich do końca poważnie? Tak więc bycie animatorem wymusiło na mnie (na nas) większą samodyscyplinę. Po zmartwychwstaniu Jezus zapytał Piotra: „Czy miłujesz mnie więcej aniżeli ci?”. To niezwykle trudne zadanie dla kogoś, kto stał się animatorem i widzi swoją małość na tle małżeństw kręgu. Dla jednych praktyka rodzinnego śpiewania „Gorzkich żalów” jest naturalna, jak oddychanie. Inni czas zwykle uznany za stracony (czas jazdy samochodem, czekania w kolejce) zamieniają na płodny czas różańca. Jeszcze inni emanują szczególnymi nabożeństwem do św. Józefa, czy jednością małżeńską. Pytanie: „czy miłujesz mnie więcej niźli ci” przyjmuje formę: „miłuj mnie tak, jak ci, zmień się, widzisz, że to możliwe”.
Opisując te wszystkie korzyści i radości pamiętam o słowach zawartych w „Księdze Ezechiela”: „Biada pasterzom, którzy siebie pasą. Czyż pasterze nie powinni paść owiec? Nakarmiliście się mlekiem, odzialiście się wełną, zabiliście tłuste zwierzęta, jednakże owiec nie paśliście. Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie odszukiwaliście, a z przemocą i okrucieństwem obchodziliście się z nimi.” Czy to o mnie (o nas)? Serce podpowiada, że zdarzały się momenty niewłaściwego zachowania. Być może ton głosu, niepotrzebne słowo, przynaglanie do działań, które na danym etapie dla konkretnego małżeństwa nie były jeszcze właściwe. Jeżeli kogoś uraziłam, zaniedbałam, bądź przeciwnie w nadgorliwości przynaglałam, przepraszam. Mój przykład najlepiej ilustruje prawdę, że Pan Bóg nie powołuje zdolnych, tylko uzdalnia powołanych. Być powołanym to nie tylko radość, to także odpowiedzialność.
Wielkim wstrząsem był dla mnie dzień na rekolekcjach, w którym moderatorzy i animatorzy myli nogi uczestnikom. Cały czas zastanawiałam się, co to dla mnie znaczy, jaka to dla mnie wskazówka? Jak myć nogi członkom kręgu? Czy trzymać się wskazówek konspektu, to znaczy dbać o charyzmat ruchu Światło – Życie? Czy punktem wyjścia nie powinna być może wspomniana „Księga Ezechiela”?
Gdy myślę o służbie, która ma być myciem nóg, to wiem, że we wspólnocie służba nie jest upokorzeniem. Że równi służą równym. Że nie ma struktur, zależności i rozliczeń. Wszystko odbywa się w wolności. W wolności i radości.
Mając na uwadze wielkość darów, które stały się moim (naszym) udziałem, wiem, że należą się one kolejnemu małżeństwu. Nie można ich trzymać dla siebie. Zasady Domowego Kościoła przewidują roczną posługę animatorów. Zbliżają się więc kolejne wybory. Chęć oddania posługi nowej parze nie wynika ze zmęczenia, wypalenia, natłoku obowiązków. Bycie animatorem to wielka łaska, której nie powinno się zatrzymywać dla siebie.
Tegoroczna animatorka
Imprimatur
Wyznania mojej żony może nie do końca w formie, ale całkowicie w treści, są także moimi przemyśleniami
Tegoroczny animator