Jak sami wiecie swojego świadectwa po oazie czerwcowej nie mogłam opowiedzieć chodź wyjątkowo bardzo chciałam. Niestety gdy już miałam biblie w rękach wydusić słowa nie mogłam, bo płacz mi przeszkadzał, a próbowałam! Zawsze jakoś ciężko było mi dzielić się swoimi przeżyciami z innymi. No, ale stwierdziłam, że to chyba jest stosowne by opowiedzieć, bo to jednak sprawa co dotyczy nas wszystkich. No, ale masz Ci los przy was nie zdołałam…
Podczas ostatniego dnia oazy mieliśmy namiot spotkania. Dostaliśmy kartki z wskazówką jak to skutecznie przeżyć. Wolałam stosować swoją metodę, chodź jest podobna do opisanej. Zamknąwszy oczy rozpoczynając relację, kapłani weszli. Niezbyt przejąwszy się tym, po chwili otworzyłam oczy. Ujrzawszy ich klęczących przed ołtarzem, nagle coś mnie buchnęło, ten sam stan jak podczas dzisiejszej nocy, który spowodował, takie otwarcie się we mnie serca kapłańskiego i w pełni służenia Bogu w posłudze dla innych ludzi. Czułam taką czułą obecność Boga, w sobie jak i na zewnątrz. Chciałam uwielbiać, tańczyć, wychwalać noo ale nie sprzyjały okoliczności. Wracając do kościoła. Potem znowu otworzywszy oczy widząc już hostię w monstrancji…widziałam jak emanują z niej promienie czystej miłości Boga, aromat Boży rozchodzący się wokół. Nie widziałam żadnego światła, ale właśnie jakby jakiś duchowy blask ze środka, który otaczał monstrancję. To jakby ujrzeć kogoś ukochanego i nagle dostajesz uderzony takim specyficznym uczuciem, stanem. I tak jak spojrzałam na nią pierwszy raz zostałam uderzona tym stanem miłości co aż mi wdech zatrzymał się. Czułam, że ona jest żywa! Coś nią otaczało tak jak widząc, że człowiek jest żywy i czuć jego siły witalne tak i widziałam iż hostia jest żywa… Szybko zamknęłam oczy. Łzy strumieniami napłynęły. Totalny szok dla mnie, bo szczerze mówiąc nie wierzyłam, że faktycznie Jezus jest w niej ukryty. Sądziłam, że to zwykły symbol na cześć że `o taka wieczerza była i my nią czcimy jak nakazano w biblii`. Również kiedyś sądziłam, że przyjęto to na znak nagrody za twoje dobre czyny, żeby jakoś zachęcić ludzi, że dostaną coś ZA DARMO i to do jedzenia. A tu nagle takie coś zdarzyło się! Znowu spojrzałam i po prostu czułam, że za chwilę wybuchnę płaczem więc wolałam wyjść z kościoła niż robić szmer. W hostii kryje się Chrystus. Niby takie oczywiste słowa, ale jak to my pojmujemy? Posłużył się czymś namacalnym by i nasze oczy o nim nie zapomniały chodź już nie jest cieleśnie widoczny. W hostii kryje się jego cała ofiara jaką podjął będąc zesłany na ziemię. Miłość zstąpiła szerzyć kult Miłości. Zrozumiałam, że chodzi Bogu, że czas poprzestać na rozkminianiu w tym rozkładaniu wszystkiego na czynniki pierwsze i braniu wszystkiego pod punkt psychologiczny. Czas na całkowite zaufanie Bogu i poddaniu się pełnego jego prowadzeniu bez wdrążania w temat, który powoduje wątpliwości. Tak więc wiara w ingerencję Boga w naszym życiu jest kluczem do jego zaproszenia do naszych serc. Wiara jest zaproszeniem. Nadzieja – buduje świątynie dla Boga, że na zawsze zamieszka w sercu, z całą ufnością, że będzie kierował nami. Miłość oznaką jego obecności. Bóg jest prosty, tylko my to komplikujemy.Podczas gdy przyjęłam komunię świętą pomyślałam i co teraz jesteś we mnie, przyjęłam Cię? Zamknęłam oczy i widziałam rozbłyskający opłatek w moich ustach, był cały w bieli, ale nie takie zwykłej… świetlistej, bardzo intensywnej, podchodzącej pod niebieskawą… nie spotykany kolor. Rozbłyskał w moich ustach. Gdy to ujrzałam zaparło mi wdech. Gdy wracałam do tych momentów po prostu łzy mi ciekły, próbowałam jakoś się powstrzymywać. Podczas modlitwy na mszy, gdy kierowałam swą uwagę na Jezusa, ciężko było wypowiedzieć coś żeby nie uronić łez. Wspominam to jak jakiś sen. Najdziwniejsze jest w tym wszystkim to, że nie wierzyłam… ale ujrzałam i po prostu nie mogę powiedzieć nie wierzę. To jakby kogoś spotkać i powiedzieć nie wierzę, że stoisz przede mną… Teraz inaczej będę podchodziła do komunii ŚWIĘTEJ! Bóg dla osoby godnej wiary pomoże sprostować drogi, ale dla kogoś kto nie szuka to znak, że po prostu ta osoba go nie chce… Starałam się jak najkrócej pisać moje świadectwo. Przechodziły mi przez głowę myśli, żeby tego nie udostępniać, ale coś we mnie zmuszało, nie mogłam przestać o tym myśleć. Kończąc to czuje ukojenie w duszy. Błogosławię +