To są te bliźniaki od Ojca Pio powiedział do mnie ks. prałat Edmund Kosznik, kiedy po raz pierwszy spojrzał na Piotra i Pawła. W oczach miałam jeszcze obraz umierającego na raka płuc mojego ojca. Czułam się bardzo źle, nie miałam siły. Po wizycie lekarskiej dowiedziałam się, że jestem w ciąży i prócz tego, że mam torbiel, która może się ,,cofnąć”. W oczekiwaniu na kolejną wizytę lekarską zdawałam się coraz słabsza, było mi zbyt ciężko nawet jeść. Zaniepokojony mąż zawiózł mnie do innego lekarza. Ten natychmiast skierował mnie na specjalistyczne badania – poziom komórek rakowych Ca 125 oraz żywotność zarodków. Podczas wykonywania badania USG , już na pierwszej wizycie oznajmił mi, iż nie mam co liczyć na tę ciążę, gdyż nie widać jakichkolwiek oznak życia. Poziom komórek rakowych był znacznie podwyższony, jednocześnie żywotność zarodków bardzo wysoka, co zadziwiło lekarza.
– Reniu , pozwól na moment – skierował słowa do położnej.
– Widzisz to, co ja? – zapytał.
– Bliźniaki..? nie…, może to, tylko odbicie..
– Czy w pani rodzinie były ciąże bliźniacze? Zapytał lekarz
– Moja babcia miała dwie siostry bliźniaczki – odpowiedziałam.
Dr Śliwiński, był bardzo dobrym specjalistą. Po badaniu zwrócił się do mnie: ,,Pani Srock, ta ciąża jest tak skomplikowana, że sam nie wiem, co robić. Uważam, że powinniście państwo udać się do profesora Mielnika, który jest konsultantem na cztery województwa, wielki autorytet i doskonały specjalista. Jeśli pan profesor uzna za stosowne operację, proszę mu zaufać, on najlepiej pokieruje.
Po wizycie u profesora usłyszałam zapytanie: Czy pani decyduje się na tę ciążę. Moja odpowiedź była oczywista.
– Tak panie profesorze.
– W takim razie należy poczekać do czasu, kiedy ukształtuje się łożysko i przeprowadzić operację w czasie ciąży. Jeśli uda się w całości usunąć guza to zobaczymy.
Do szpitala Klinicznego w Gdańsku miałam stawić się dzień po Świętach Bożego Narodzenia. Czas oczekiwania łączył się z czasem Adwentu. Jedyne, co w tym czasie uczyniliśmy, były to, codzienne roraty. Matce Bożej zawierzaliśmy nasze życie.
W szpitalu spędziłam prawie dwa tygodnie. Przygotowywano nas do operacji. Tak dokładnie przebadana, nie byłam nigdy. W Instytucie Położnictwa i Ginekologii w Gdańsku podczas obchodów lekarskich zacnemu gronu lekarzy towarzyszyli również studenci. Mój przypadek, pod względem medycznym był wyjątkowy. Słyszałam wciąż ,, matka pięciu synów, ciąża mnoga, poziom komórek rakowych podwyższony, guz …”.
Przebywając w szpitalu chodziłam często do kaplicy. Wiedziałam, że jest tam Jezus, że wszystko słyszy, że mnie kocha. Nie mogłam uwierzyć, że Bóg, który jest Miłością dał mi dzieci i teraz chce je zabrać. Nie mieściło się to w mojej głowie. Mówiłam, Jezu podadzą mi narkozę, mnie obudzą, ale kto obudzi moje dzieci? Proszę Cię zajmij się tym, Ty wszystko możesz. Wtedy po raz pierwszy pogodziłam się z rzeczywistością śmierci. Myślałam sobie, ja mogę umrzeć, tylko, aby te małe dzieci mogły żyć. Karol Wojtyła, Stefan Wyszyński, też wcześnie stracili matki. Zawsze znajdą się dobrzy ludzie, którzy zajmą się wychowaniem dzieci.
W Kaplicy znajdowały się czasopisma katolickie oraz książki. Zabrałam do sali książkę ,, Cuda Ojca Pio”. Bóg za wstawiennictwem Ojca Pio dokonywał licznych cudów. Ludzie, którzy doświadczali tych znaków Bożej obecności, za przyczyną świętego, często odczuwali intensywny zapach róż i fiołków. Właściwie nie czekałam na taki namacalny , fizyczny cud, prosiłam i wierzyłam.
Po odwiedzinach moich teściów wracałam do szpitalnej sali klatką schodową. Nic tam nie było, tylko schody i po jednej stronie zamknięte drzwi do sali porodowej, a po przeciwnej zamknięty oddział noworodków. Znajdowałam się na półpiętrze i nagle poczułam intensywny zapach róż i fiołków. Zatrzymałam się i powiedziałam: czy to Ty Ojcze Pio? Zapach był bardzo wyraźny i po chwili zniknął. Weszłam do sali.
– dziewczyny , ja nie będę miała operacji zostałam uzdrowiona – oznajmiłam z radością.
Zobaczyłam jednak wzrok moich szpitalnych koleżanek, patrzyły na mnie z politowaniem, jakby chciały mi powiedzieć że jestem szalona, patrzyły na mnie jak na dewotkę. Pomyślałam sobie, po co ja to im mówię, wyszłam czym prędzej, aby zadzwonić do mojego męża. Powiedziałam mu, że jestem uzdrowiona, że czułam intensywny zapach róż i fiołków, że to Ojciec Pio.
Był czwartek, termin operacji wyznaczono od dawna na wtorek. Wieczorem do kliniki przybył pan profesor. Poprosiłam go, aby pozwolił mi jechać na przepustkę do domu. Pan profesor, zdecydowanie odrzucił możliwość opuszczenia szpitala.
– Czy pani jest odpowiedzialna? we wtorek operacja, wypuszczę panią, jeszcze załapie pani jakieś bakterie, to jest niemożliwe.
– Ale panie profesorze… ja tęsknię za dziećmi.
W tym momencie zauważyłam łzę ukradkiem spływającą po policzku profesora.
Zaskoczył mnie ten widok – po chwili profesor powiedział:
– Rozumiem panią, właśnie wróciłem z lotniska, odprowadzałem moją jedyną córkę, która leciała na studia do Paryża. Zbadam panią, ale nic nie obiecuję.
-Podczas badania, profesor nic nie mówił, zdawało mi się, że coś się jemu nie zgadza, badał mnie bardzo długo. Powiedział, że jutro o godzinie 9.00 mam zejść na badanie USG. Niejednokrotnie w tej skomplikowanej ciąży miałam już to badanie. Zwykle, wykonywał je lekarz radiolog, tym razem, ku mojemu zdziwieniu przybył również profesor Mielnik. Stał przed łóżkiem, śledząc monitor. Lekarz radiolog szukał guza, którego już nie było i stwierdził, że nic nie ma.
Widzę do dziś obraz stojącego profesora, chcąc zobrazować wielkość guza, przyłożył swe dłonie w taki sposób, jakby obejmował kulę i mówił – nie ma, nie ma, a miała jak dwie garści męskiej dłoni.
Tłumaczono mi i potwierdzano badaniami, że z medycznego punktu widzenia, niemożliwe jest, aby torbiel została wchłonięta przez ciążę, już nie w tym tygodniu ciąży i nie taka duża. Gdyby jej średnica, była do pięciu centymetrów i gdyby ciąża nie była tak zaawansowana , ale w tym momencie już nie.
Wtedy powiedziałam, że to cud, radość dotykała serca i malowała się na twarzy.
– Niech pani się tak nie cieszy, jest pani wieloródką, to jest ciąża mnoga, na pewno trzeba będzie założyć szew.
Nie trzeba było, Bóg za przyczyną mojego Ojca Pio uzdrowił mnie całkowicie. Szyjka macicy była zamknięta. W dniu wyznaczonej operacji wróciłam do domu i całą rodziną udaliśmy się do kościoła na nowennę i Eucharystię, aby dziękować Bogu.
12 czerwca 1998 roku urodził się Piotr i Paweł, ciąża donoszona, dzieci zdrowe Paweł ważył 2640 Piotr 3050.
Kiedy z okazji 40 rocznicy śmierci wystawiono ciało świętego Ojca Pio, wraz z mężem udaliśmy się z dziękczynną pielgrzymką do San Giovani Rotondo.
Bóg jest wciąż taki sam, On jest wciąż taki sam, jeśli wczoraj miał moc, to i dzisiaj ją ma. Niech będzie uwielbiony Pan w dziełach jakich dokonuje za wstawiennictwem Matki Bożej i za przyczyną Świętego ojca Pio.
Ewa Srock
DK Somonino